Pan Józef opowiada, że tak właściwie urodził się w 1940 ale zapisano go ’41:
Wtedy ksiądz pisał i mówił, żeby roku nie marnować to zapisał na ‘41. [śmiech] No nie było urzędu stanu cywilnego wtedy. A ja się urodziłem w Boże Narodzenie na wigilię. Z opowiadań wie, że mama akurat poszła do stodoły. Tak akurat doili krowy i wtedy się urodził: Nie tak jak teraz po szpitalach. Sama urodziła a potem się oporządziła. Wykąpała i dalej do roboty. Tak było…
Pan Józef dzieciństwo wspomina na boso:
Bosy chodziłem całą zimę. Miałem tylko jedną koszulę i koniec. Dwanaścioro było w domu skąd nabrać wszystkiego?
Zamiast na sankach jeździł w drewnianym korycie, gdzie na ogół mama trzymała suchy chleb:
Tu taka służąca była u księdza. Bo tu obok plebania była. On a stała w walonkach i kożuchu [śmiech] a ja w jednej koszuli i bosy. Ja wywoziłem się a ona stałą i ona zmarzła i poszła do mieszkania się ogrzać a ja dalej jeździłem. I potem przyszła do mamy i mówi: „Wiecie co sąsiadko. Myślałam, że on zmarznie i pójdzie do domu a ja zmarzłam, ja w welonkach i w kożuchu poszłam, on dalej się woził”. [śmiech]
Wspomina też jak zimą wozili obornik:
Tu sąsiad obornik woził a ja sobie szedłem za nim. Rozmawialiśmy sobie. Ja bosy ale od obornika ciepło. Potem sobie zjechałem z nim z powrotem. Zaszedłem se do domu, się ogrzałem i znowu z nim poszedłem. Cały dzień mi zeszło.
A latem bawił się koło domu:
Chodziło się koło domu. Z bratem na ryby. Żeby paść owce za mały byłem. My z siostrą tylko ziemniaki strugaliśmy.
Był taki duży budynek. Izba była jedna i piec taki stał olbrzymi i były ławki wkoło stały i tam zawsze się zebrania robiło. Cały garnek obieraliśmy tak, żeby wszystkim starczyło ziemniaków. Już go nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz