8 lip 2010

"Dziewczynka z pomnika wdzięczność"

Być może legnicki Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej już dawno znalazłby się na cmentarzu żołnierzy radzieckich, gdyby nie polski żołnierz, który towarzyszy czerwonoarmiście. No i gdyby nie mała dziewczynka, podtrzymywana ręką żołnierza.

Dziewczynka trafiła na pomnik razem z żołnierzami w lutym 1951 roku. Mogła trafić już rok wcześniej, ale Komitet Honorowy Budowy Pomnika zakwestionował pierwszy projekt monumentu i nie wiadomo, czy dziewczynka w ogóle była w nim przewidziana.
Wykonanie nowego projektu Komitet powierzył specjaliście od pomników wdzięczności i braterstwa - Józefowi Gazemu. Zamówienie było konkretne. Pomnik miał "odzwierciedlać uczucie wdzięczności dla Armii Radzieckiej, z drugiej zaś strony wyrażać idee ugruntowania pokoju realizowanego przez Związek Radziecki".

Symbol ocalonego pokolenia

Józef Gazy był jednym z czterech wykonawców Pomnika Braterstwa Broni, który już w listopadzie 1945 roku (wykonano go przed terminem) stanął na warszawskiej Pradze. Miał szczęśliwą rękę do pomników. Monument na Pradze także wciąż stoi. Przez warszawiaków złośliwie nazywany jest Pomnikiem Czterech Śpiących. Inny pomnik wdzięczności dłuta Gazego, który stał przez kilkadziesiąt lat w Radomiu, ostatecznie trafił do kwatery żołnierzy radzieckich na cmentarzu prawosławnym.
Artysta wywiązał się z zadania. W lutym 1951 roku zamówiony pomnik stanął na głównym placu miasta, noszącym wtedy imię Stalina. Na tym samym placu, na którym przed wojną stał pomnik króla pruskiego Fryderyka II na koniu. Rzeźbę zaprojektowaną przez Gazego odlano ze złomu pochodzącego z pomników Fryderyka II i cesarza Wilhelma I, którego obalono w Legnicy parę lat wcześniej.
"Żołnierz radziecki ściskając dłoń żołnierza polskiego, przekazuje mu niepodległość państwa polskiego. Żołnierz polski, który od Lenino do Berlina walczył ramię przy ramieniu z żołnierzem radzieckim, składa mu wdzięczność i wyrazy przyjaźni" - wytłumaczył artysta przesłanie nowego pomnika.
Ale i tak najważniejsza była dziewczynka. Wcześniej na żadnym z pomników ku czci i chwale wyzwolicielskiej armii dzieci nie było.
"Dziecko, które żołnierz polski trzyma na swym ramieniu i które wsparło swoją rączkę o pewne ramię żołnierza radzieckiego, jest symbolem młodego pokolenia, które zostało uratowane od zagłady" - napisał Józef Gazy w legnickim dzienniku "Wolność".
Tylko napis na pomniku nie pozostawiał wątpliwości, kto jest najważniejszy: "Społeczeństwo Ziemi Legnickiej - bohaterom Armii Radzieckiej".
Dziewczynka, która miała być symbolem pokolenia młodych Polaków, ma twarz barokowego amorka, kręcone włoski, tłuściutki nóżki i fartuszek z falbankami, w jakim chodziły radzieckie pionierki, co kiedyś stanie się powodem do krytyki rzeźby. Ale w 1951 roku, nawet jeśli pomnik komuś się nie podobał, to i tak wolał zachować to dla siebie.

Harcerki wręczają wiązanki

Po raz pierwszy postulat usunięcia pomnika zgłoszono w październiku 1956 roku. Na szyi czerwonoarmisty zawisł szubieniczny sznur, a podczas manifestacji na placu Słowiańskim, który zastępuje plac Stalina, padł pomysł, żeby wysadzić go w powietrze. Ale Październik minął szybko i pomnik został.
Przez następnych dwadzieścia lat pod pomnikiem świętowane są 1 Maje, 22 Lipce i rocznice Wielkiej Rewolucji Październikowej. Grają orkiestry polska i radziecka, płoną pochodnie, składane są wieńce i wiązanki. Na trybunie zgodnie stoją przedstawiciele władz partyjnych i państwowych oraz generałowie Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Małe dziewczynki w harcerskich mundurkach dźwigane przez specjalnie wybranych tatusiów wręczają generałom wiązanki czerwonych i biało-czerwonych goździków.
Młodzi Rosjanie biorący w Legnicy ślub radzieckim zwyczajem przychodzą składać pod pomnik kwiaty. Ale mniej więcej w tym samym czasie rodzi się dowcip, że pomnik przedstawiający dwóch czule spoglądających na siebie mężczyzn to pierwszy na świecie pomnik pedałów. W dodatku z dzieckiem.
W 1976 roku do Konstytucji PRL wpisana została wieczysta przyjaźń ze Związkiem Radzieckim, a w Legnicy czyjaś zbrodnicza ręka próbowała w nocy przepiłować złączone uściskiem dłonie żołnierza i czerwonoarmisty. Dziewczynka na szczęście nie ucierpiała.
Potem na prawie piętnaście lat zapanował względny spokój. Nie od razu zmieniła to nawet odzyskana w 1989 niepodległość. Mimo że w Legnicy wciąż rezydował mający maniery carskiego namiestnika generał Wiktor Dubynin, a z pomnika coraz częściej trzeba było zmywać napisy: "Ruscy won". Tylko Stronnictwo Demokratyczne złożyło wniosek, żeby Pomnik Wdzięczności zastąpić Pomnikiem Orła Białego.

Czy Peerelka to Polka?

Dopiero w sierpniu 1990 roku jeden z wybranych w demokratycznych wyborach radnych zgłasza wniosek, żeby pomnik z Legnicy usunąć. Powody są dwa. Po pierwsze, polski żołnierz stoi przed czerwonoarmistą na baczność, jak wasal przed pełnym nonszalancji panem, a to uwłacza wolnej Polsce. Po drugie, dziewczynka wcale nie jest Polką, bo ubrana jest w fartuszek radzieckiej pionierki.
Ale dziennikarzom nie przeszkadza to w pisaniu o dziewczynce per "Peerelka", co i tak brzmi dość ładnie, bo o żołnierzach na pomniku piszą "kurduple". Rada miejska podejmuje jednak uchwałę, że są w Legnicy pilniejsze wydatki.
Objawia się Józef Gazy, który po okresie pomników wdzięczności współpracował ze słynnym profesorem Kazimierzem Michałowskim przy konserwacji egipskich fresków, a w 1987 roku był autorem jednego z pierwszych pomników Jana Pawła II w Zamościu. W 1992 roku w liście do prezydenta Legnicy napisał, że zgadza się na usunięcie pomnika ze względu na "podły i oszukańczy stosunek ówczesnych władz radzieckich do Narodu polskiego".Artysta zadbał jednak o swe miejsce w historii. Zaproponował, żeby zakopać pomnik dwa metry pod ziemią, czyniąc zeń zabytek archeologiczny, który zostanie odkopany po stu, a może kilkuset latach. "...by przyszłe pokolenia miały pojęcie o zabytku i sposobie pozbycia się przez zniewolony naród Polski wdzięczności imperializmowi ZSRR i jego Przywódcy, ludobójcy wszechczasów - Stalinowi" - napisał.
O dziewczynce z pomnika, która miała być symbolem pokolenia uratowanego przez Armię Czerwoną od zagłady, tym razem nie wspomniał. Symbol zakopany dwa metry pod ziemią nie wyglądałby na pewno dobrze.

Dziewczynka jest nasza

Wiosną 1993 roku aktorzy teatru legnickiego, który krótko wcześniej objął Jacek Głomb, boleśnie zakpili z mieszkańców miasta. Zorganizowano publiczną licytację Pomnika Wdzięczności. Cena wywoławcza - 1 zł. Zebrany na placu pod pomnikiem tłum, w który wmieszali się aktorzy, szybko się podzielił. Najbardziej radykalni domagali się pocięcia pomnika na żyletki, ugodowi godzili się na licytację, ale wyłącznie czerwonoarmisty, usposobieni prorodzinnie chcieli sprzedać pomnik tylko pod warunkiem, że dziewczynce nie stanie się krzywda.
- Dziewczynka jest nasza - wznosiła okrzyki kierowana przez aktorów grupka zwolenników nieoddawania Rosjanom, co polskie.
W tym samym mniej więcej czasie znikają z Legnicy pozostałe "radzieckie" pomniki: Lenina i Rokossowskiego. We wrześniu 1993 roku Lenina zabierają ze sobą wycofujące się z Polski wojska PGWAR, a Rokossowski trafia najpierw do magazynu Legnickiego Przedsiębiorstwa Komunalnego, a potem do prywatnego Muzeum Pobytu Armii Radzieckiej w Polsce, które prowadzi w Uniejowicach Michał Sabadach. Ponoć Rosjanie chcieli zabrać także Pomnik Wdzięczności, ale ktoś policzył, że cztery tony spiżu są zbyt cenne. Rosjan nie ma, ale czerwonoarmista z pomnika i dziewczynka, co do której pochodzenia znów pojawiają się wątpliwości, zostają. Rada miejska rozpisuje konkurs na zagospodarowanie placu Słowiańskiego. Według założeń konkursowych na placu nie będzie żadnego pomnika.
Dwa lata później legniccy aktorzy powtarzają happening. Tym razem pomnik chce kupić gruby amerykański biznesmen. Po mszy pod pobliską katedrą zaczyna się zbiórka pieniędzy na fundusz ratowania pomnika przed wywiezieniem przez kapitalistę. Ktoś przekonuje: - Niech chociaż dziecko zostanie. Ta dziewczynka to moja mama. Ona pozowała do paru pomników, nawet jako chłopczyk.
W ostatniej chwili licytacja zostaje odwołana.

Gdzie wstąpiła dziewczynka?

W 1996 roku obaj żołnierze i dziewczynka znikają z cokołu. Okazuje się, że stan techniczny cokołu, na którym stoi rzeźba, grozi katastrofą budowlaną i trzeba go jak najszybciej wyremontować. Przeciwnicy pomnika uznają, że to świetna okazja, żeby z wdzięcznością raz na zawsze skończyć.
Ale wniosek radnego prawicy przepada jednym głosem. Rada decyduje, że polski żołnierz, czerwonoarmista i dziewczynka mają wrócić na cokół. Głos, który przeważył, należał do wiceprezydenta miasta, członka Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego.
- Zrozumiem pana postępowanie, jeśli udowodni mi pan, że gdy dziewczynka z pomnika dorosła, to wstąpiła do ZChN - mówi po głosowaniu do wiceprezydenta radny z jeszcze bardziej prawicowej Ligi Legnickiej.
Remont powoduje niespodziewaną aktywizację środowisk kombatanckich w Legnicy. Związki prawicowe chcą przeniesienia pomnika ku czci armii winnej zdradzieckiego ataku 17 września i zbrodni w Katyniu na cmentarz wojskowy. Organizacje lewicowe mówią o wyzwoleniu spod niemieckiej okupacji i braterstwie broni i chcą pozostawić monument na placu.
Związek Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej (dawny Związek Bojowników o Wolność i Demokrację) składa oficjalny protest przeciwko przenoszeniu na radziecki cmentarz figur polskiego żołnierza i polskiego dziecka. Do radnych zgłaszają się ze zdjęciami z młodości kombatanci z I i II Armii, przekonując, że to właśnie oni zostali uwiecznieni na pomniku. Tym razem nie zgłasza się jednak nikt, żeby powiedzieć, że jest dziewczynką z pomnika.
Lewicowi kombatanci proponują ponadto, żeby zmienić napis na pomniku na "Bohaterskim żołnierzom koalicji antyhitlerowskiej", ale protestują żołnierze Armii Krajowej. Któryś z radnych przytomnie pyta, czy aby na pewno cała koalicja byłaby z takiej wdzięczności zadowolona. Mimo to rada jednym głosem zmianę uchwala. Czego w związku z tym symbolem miałaby być odtąd dziewczynka z pomnika, nie postanowiono.

Córka pułkownikowej i Jan Paweł

We wrześniu 1996 roku rzeźba Józefa Gazego wróciła na plac. Jednak tablica z nowym napisem broni nie pojawiła się, choć była już ponoć wykonana. Zniknęła za to stara o wdzięczności. Od tego momentu nie wiadomo już na pewno, komu poświęcony jest pomnik.

W parę miesięcy później legniccy radni znów jednym głosem uchwalili przeniesienie pomnika na cmentarz radziecki, z czego jednak przez dwa kolejne lata i tak nic nie wynikło, bo okazało się, że nie ma pieniędzy. A później do władzy w Legnicy wróciła lewica i unieważniła uchwałę o przeniesieniu. Pomnik pozostaje na swoim miejscu do dziś.
Tylko coraz powszechniejszy dostęp do internetu spowodował, że w sieci zaczęto poszukiwać rodziców dziewczynki.

- Może to córka pułku - zasugerował jeden z internautów.

- ...ta... i pułkownikowej - odpowiedział inny, co skutecznie wstrzymało dalsze poszukiwania.

Nawet pomysł, że na wyremontowanym cokole bardzo dobrze wyglądałaby rzeźba Jana Pawła II, nie zmienił losów monumentu. Argument, że Papież na pomniku mógłby trzymać rączkę dziewczynki, oficjalnie się nie pojawił.
W 2004 roku radni postanowili, że zamiast żołnierzy i dziewczynki na pomniku stanie książę Henryk Pobożny, który w 1241 roku zginął pod Legnicą. Ale wojewoda z lewicy się nie zgodził.

Pięćdziesięcioletnia w mini

W 2005 roku legnicki Teatr im. Modrzejewskiej wystawia satyryczno-sentymentalny spektakl "Pomnik wdzięczności". Żołnierz, sołdat i dziewczynka schodzą z pomnika i idą przez miasto. Ale nikt nie zwraca na nich uwagi. Nawet na dziewczynkę w krótkiej spódniczce, którą w dodatku gra mężczyzna. Są - jak pomnik - niewidoczni.

- Co ze mną? - pyta smutne dziecko.

- Pięćdziesięcioletnia dziewczynka nikogo nie interesuje - słyszy w odpowiedzi.

Minęły dwa kolejne lata, wybucha kolejna awantura. Wojewoda dolnośląski chciałby pomnik wdzięczności, zwany też pomnikiem braterstwa broni, usunąć. Prezydent Legnicy odpowiada, że bardziej interesują go remonty kamienic i dróg.
Dziewczynka z pomnika ma jeszcze dwa lata więcej. I dalej nikt się nią nie interesuje.

(Mariusz Urbanek, "Dziewczynka z pomnika wdzięczności", Gazeta Wyborcza, 18.05.2007)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz