30 wrz 2011

Przegląd kapel na Nowym Świecie


Zaczynamy już o godz. 19.00, 1 października na Nowy Świat - wejście od strony podwórka przy ul. Korczaka 19
Wstęp bezpłatny!

WYSTĄPIĄ:

aTakiRock
Zespół grający od wielu lat. Teraz w obecnym składzie gra od sierpnia 2010r. Choć muzycy znają się od wielu lat. Grają jak sami mówią a Takiego Rocka.

ALTEREXIT
Zespół oficjalnie powstał 20 listopada 2009 roku. Po wielu perturbacjach ,zmianach personalnych oraz stylistycznych alterexit to czterech facetów ,muzyków ale i cztery indywidualności ,które trzyma przy sobie pasja do muzyki i radość z jej grania.
Tylko na koncertach można nas usłyszeć, gdyż internet robi pogrzeb fonografii

The Huracan Company
powstał w grudniu 2010 roku. Zespół połączyła miłość do muzyki. Grają hip-hop z odrobiną reggae. Mają za sobą kilkanaście koncertów, na które przychodziło wiele fanów ich twórczości. Przyjmowali ich bardzo ciepło i świetnie się bawili – tak jak Wy dziś!
Zapraszamy na nasz facebookowy fanpage "The Huracan Company".

Złoty Strzał
Istnieje od 31 października 2007 roku. Ich muzyka, to szalona, alternatywna mieszanka klasycznego rock-a, punk-u, reggae i ska. Dlatego ich styl określili jako alternatywę lub alternatywny rock. Co więcej można powiedzieć? Chyba nie da rady już nic dodać, po prostu trzeba posłuchać.

+ niespodzianka !

16 wrz 2011

Spektakl Historia Nowego Świata







Spektakl Historia Nowego Świata powstał podczas warsztatów teatralnych w maju tego roku, w których wzięli udział młodzi ludzie z Izraela, Niemiec i Polski.
Jest to opowieść o dziejach budynku i jego okolicy. Opiera się na prawdziwych historiach mieszkańców Nowego Świata. Historie te były zbierane przez uczestników warsztatów tak w Legnicy jak i w Niemczech czy Izraelu.
Reakcja widzów pokazała, jak istotne jest to miejsce i jak ważne są historie z nim związane. Do dziś wywołują w ludziach emocje i wzruszenia. Dlatego też postanowiliśmy powtórzyć spektakl w tym samym, międzynarodowym składzie. Gramy w niedzielę (18.09) o godz. 18.00 oraz w poniedziałek (19.09). o godz. 11.00.

Na poniedziałkowy spektakl są jeszcze bilety- darmowe bilety do odebrania w kasie teatru.

Wejście od ulicy Nowy Świat 19.

Kilka scen spektaklu dostępne do obejrzenia na: http://www.sendspace.com/file/gfzxdb

15 wrz 2011

EtnoBadania: Kilka słów podsumowania wyjazdu na Łemkowszczyznę







Opowieści, które zostały zebrane w czasie naszych sierpniowych wojaży pokazały nam inne spojrzenie na zawiłą historię Łemków. Opowieści naszych rozmówców ukazały nam obraz Łemkowszczyzny tej bliskiej, tej codziennej. Ulegliśmy czarowi Beskidu Niskiego, kamiennym krzyżom, zapachowi drewnianych cerkwi i opowieściom ludzkim o dzieciństwach, pracy, zabawach, przesiedleniach i powrotach na Łemkowyne...

Największe wrażenie zrobiły na nas opuszczone wioski, w których tylko kamienne krzyże są śladem ludzi, którzy tu mieszkali. Jest jeszcze ziemia, w której tkwią kamienne fundamenty niedostępne dla oczu w czasie letnim. Z jednej strony wioski, które istnieją tylko na mapach, z drugiej tętniące życiem łemkowskie centra kultury takie jak Bartne, to połączenie powoduje, że Łemkowszczyzna zaskakuje... Za każdym razem gdy mijaliśmy opuszczone wsie w głowie kołatała się myśl - Czuliśmy się jak byśmy byli za granicą, a z drugiej strony wiedzieliśmy, że jesteśmy w Polsce... Czyżby egzotyka na wyciągniecie ręki? Nie ta z dalekich krain ale ta, która musi zostać dostrzeżona by ukazać swoje piękno. Ta, która często znajduje się obok nas, niekiedy nawet na naszym podwórku... Fascynuje gdy tylko zachcemy ją zauważyć i poznać...

Dość wychwalania, po prostu polecamy Beskid Niski!

Niektóre fragmenty transkrypcji rozmów zostały zamieszczone na blogu, reszta nadal jest opracowywana. Opowieści zebrane w czasie badań na Łemkowszczyźnie ale także historie zebrane w kwietniu 2011 roku w okolicach Legnicy posłużą nam jako podstawa do scenariusza spektaklu, który będzie organizowany wiosną 2012 roku. Już dziś serdecznie zapraszamy starszych i młodych muzykujących Łemków do współtworzenia spektaklu.

Jeszcze raz dziękujemy wszystkim naszym rozmówcom a także przychylnym ludziom, których spotkaliśmy na naszej drodze.

Marcelina Jakimowicz




EtnoBadania: Zima na boso – opowieść pana Józefa

Pan Józef opowiada, że tak właściwie urodził się w 1940 ale zapisano go ’41:

Wtedy ksiądz pisał i mówił, żeby roku nie marnować to zapisał na ‘41. [śmiech] No nie było urzędu stanu cywilnego wtedy. A ja się urodziłem w Boże Narodzenie na wigilię. Z opowiadań wie, że mama akurat poszła do stodoły. Tak akurat doili krowy i wtedy się urodził: Nie tak jak teraz po szpitalach. Sama urodziła a potem się oporządziła. Wykąpała i dalej do roboty. Tak było…

Pan Józef dzieciństwo wspomina na boso:

Bosy chodziłem całą zimę. Miałem tylko jedną koszulę i koniec. Dwanaścioro było w domu skąd nabrać wszystkiego?

Zamiast na sankach jeździł w drewnianym korycie, gdzie na ogół mama trzymała suchy chleb:

Tu taka służąca była u księdza. Bo tu obok plebania była. On a stała w walonkach i kożuchu [śmiech] a ja w jednej koszuli i bosy. Ja wywoziłem się a ona stałą i ona zmarzła i poszła do mieszkania się ogrzać a ja dalej jeździłem. I potem przyszła do mamy i mówi: „Wiecie co sąsiadko. Myślałam, że on zmarznie i pójdzie do domu a ja zmarzłam, ja w welonkach i w kożuchu poszłam, on dalej się woził”. [śmiech]

Wspomina też jak zimą wozili obornik:

Tu sąsiad obornik woził a ja sobie szedłem za nim. Rozmawialiśmy sobie. Ja bosy ale od obornika ciepło. Potem sobie zjechałem z nim z powrotem. Zaszedłem se do domu, się ogrzałem i znowu z nim poszedłem. Cały dzień mi zeszło.

A latem bawił się koło domu:

Chodziło się koło domu. Z bratem na ryby. Żeby paść owce za mały byłem. My z siostrą tylko ziemniaki strugaliśmy.

Był taki duży budynek. Izba była jedna i piec taki stał olbrzymi i były ławki wkoło stały i tam zawsze się zebrania robiło. Cały garnek obieraliśmy tak, żeby wszystkim starczyło ziemniaków. Już go nie ma.

zapis i redakcja przez Magdę Pietrewicz

12 wrz 2011

EtnoBadania: Dzieciństwo pewnej chłopczycy...


Proszę opowiedzieć jak to Pani się bawiła w dzieciństwie?

Na gospodarce w dzieciństwie się haruje, gdzie tam bawić! Małe dzieci najpierw gęsi pasą koło domu, później krowy. Na sznur krowę i na polu na łańcuchu się trzymało ze dwie godziny i do domu. No w szkole dzieci coś tam bawiły się razem, nie było podziału na dziewczynki i chłopców. W piłkę myśmy grali, latali kto pierwszy doleci do mety.

A w zimie?

To zjeżdżaliśmy na nartach, jeździłam jak chłopak. Brat najstarszy narty zrobił i na sankach też jeździłam, o taki pasek przybił i do buta sznurkiem się zawiązało i już narty.

Pewnie buty się od tego niszczyły....

Pani , my buty nosili tylko do cerkwi, a do szkoły i na narty nosiliśmy kierpce. I do kierpców się przywiązywało i sznurkiem się przywiązywało i się jechało. A małe dzieci to na bosaka chodziły, to były ciężkie czasy nie jak teraz, co jedna spódniczka taka, druga taka, trzecia po samą ziemię...

W zimie dzieci też na boso chodziły?

Tak, ja chodziłam do koleżanki. Ja wiem, może ze sto metrów na bosaka. Przyszłam tam to po śniegu, przyszłam tam to jej mama wzięła mnie na ręce, położyła mnie tak o na taki zapiecek, tak nazywali to sufnia. Teraz to robią z kafli a dawniej to z cegły. Położyła mnie na ten piecyk, zagrzałam sobie nogi i bawiliśmy się. Takie robiło się laleczki ze szmat. Ale to rzadko tak, robiło się. Mieliśmy parę koni to jeździłam, jak już podrosłam na pastwisko z nimi, jakieś dwa kilometry. Na starym a młody obok, kosiłam też z tatą, byłam taka trochę chłopiec, męską naturę miałam.

Ale przecież Pani braci miała?

Rodzeństwo to znaczy brata i siostrę zabrali na roboty do Niemiec. Brat straszy tylko został, ja koło taty też z bratem drzewo piłą ścinaliśmy w lesie, buki, sosny i na zimę trzeba było nawozić koło domu i hudu hudu, ciąć. Taka natura chłopięca.... mi się to nawet podobało.

Spisała Marcelina Jakimowicz

10 wrz 2011

EtnoBadania: O weselu cz.3

Wesela trwały dwa dni i dwie noce. Najpierw szło się do rodziców, na początku wesela pacierz odmówić - swadźby małżeńskie tak zwane. Wesele zaczynało się w niedzielę rano u młodego, potem szło sie do młodej. Rodzice wsiadali na wóz. Wszyscy jechali do cerkwi tak żeby na połowę mszy zdążyć. Dawniej reguły nie pozwalały, żeby przy mszy dawać śluby bądź pogrzeby, było to możliwe tylko przy nieszporach. Ale teraz to już tego nie utrzymują.

I ze ślubu wracało się do młodej a na drugi dzień rano do młodego i u niego też do wieczora i przez noc. No ale to już dawno minęło teraz to już tak szybko. Nie ma czasu.

On sam grał na perkusji. Na weselach też grywał w orkiestrze. Poza tym łemkowskie wesela prowadził. 31 jeden razy był starostą. Prowadził swaty.

EtnoBadania: Oni gospodarzyli a on urzędował cz2

Dobrze było, bo oni (jego żona i ojciec) gospodarzyli a ja se urzędował - Był sołtysem przez dobrych kilka lat. Telefon tylko u nich w domu i w szkole. Dwa w całej wsi. Mało tego, był to jeden numer. Jak u mnie dzwoniło to i tam. Później sołtyskie linie gmina mi sprzedała za dwa tysiące. Dlatego do dziś ma sołtyski numer.

9 wrz 2011

EtnoBadania: Nie było komu robić, czyli o tym jak się poznali… cz1

Nie było komu robić. Matka zmarła jak miał dwa lata. Babcia już była stara. Ojciec się żenił, żenił i nie ożenił. A gospodarstwo było a przy nim dużo pracy. Więc poznał szybko żonę. Ona z tych Łemków, co mieszkali koło Uścia. Wysiedlona była w Strzelce Krajeńskie. On wtedy mieszkał w Liścu. I jej ojciec też tam mieszkał. Przyjeżdżała i mnie poderwała – opowiada. Skrzynię posagową przywieźli na wozie razem z żoną. Do dziś stoi w rogu sypialni. Mieści w sobie wszystkie łachy. Kiedy to było tak, że przed ślubem rodzice się dogadywali, co przyszła żona weźmie ze sobą do domu męża. Ile ziemi, ile bydła... Dopiero potem się szło do księdza.

8 wrz 2011

EtnoBadania: Jak dostał w mordę za pieska...

Ze sobą to zabraliśmy, tak: trzy krowy, koń, wóz, pług, brony no i takie meble, łóżka, lustra. To wszystko było wpisane. Wszystkie rzeczy w Jaśle zapisało. Karta wysiedleńca się nazywała. W jakim wieku ludzie i ich wszystkie rzeczy,to się zdawało potem tam i na podstawie tego się dostawało potem gospodarstwo. 4 września 44 roku między Ukraińską Republiką a tymczasowym rządem w Polsce, bo był taki w Lublinie. I tam to podpisał Nikita Sergiejewicz Hruszczow i u nas Murawski i na podstawie tej umowy Polacy przyjechali tu a nas wysłano tam.

Żarna się zabrało. Nam się udało, bo potem ludziom już zabraniali. Nasze żarno chodziło cały dzień, całą wieś obsługiwało. Jeszcze mam te żarno. Tylko tych podnóżek nie mam. Na żarnach się mieło zboże co dnia, dokładało się owsa i codziennie się piekło chlebek. Bo świeży chlebek ot można było pojeść a jak był starszy, to ten owies już przeszkadzał. Jęczmień - orkisz tak zwany.

A jeśli chodzi o rzeczy osobiste to co ubrać się i obów i książki ze szkoły. Podczas okupacji były tylko takie po ukraińsku i po niemiecku. Był taki, on potem został księdzem. Uczył nas trochę po polsku. Został aresztowany. Osiem miesięcy siedział w Jaśle. Wrócił taki ledwo żywy. Bili, męczyli. Później był księdzem.

Co ja tam miałem? Siedemnaście lat. Nie wiele miałem. Pieska wziąłem. I w mordę dostałem za niego, bo likwidowali psy. Plątał się tam taki. Ja krzyknąłem mu po imieniu i przyleciał do mnie. A żołnierz zobaczył i zabrał. I tak dostałem, ale lekko, nie przewrócił mnie.

Magdalena Pietrewicz

EtnoBadania: Pobita tabliczka i dwa elementarze

W dzieciństwie nie było czasu, żeby się bawić. Do roboty trzeba było iść. Gospodarka była. Mama zmarła, brata wysłali na przymusowe roboty, więc on musiał robić z ojcem. Wspomina: …a koło domu dwie krowy, takie dojne były, to się je pasło. Dzieciństwo było takie, że chodziło się boso. No tam gry takie były trochu. Z piłeczką. W szkole to się grało w dwa ognie, tak zwane. Ze szkoły się przyszło i trzeba było krowy paść. Pasło się grupami. Na cztery gospodarstwa.

Co się wtedy robiło? No różne gry były. Biło się, przewracało. Taka gra była. Świnie do masła się napędzało. Kamieni tu nie brakowało. Taka żeby była pod spodem szersza 12 metrów na 4 – 5 chłopaków. Każdy miał miejsce zaznaczone. Stał w tym miejscu i kije takie długie, fajne każdy miał. A ten jeden pasł te świnie. Miał zadanie rzucić, polecieć po ten kij i postawić go a jak się daleko rzuciło to trzeba było po ten kij lecieć.

Zabawki to się samemu robiło. Jakieś laleczki. Przeważnie dziewczyny laleczki robiły. Z sosny kora taka gruba była. To z tej kory się robiło i zabawki takie różnego rodzaju do podrzucania.

Czytać lubiłem bardzo. A jak już się chodziło do szkoły to nauki trochę było, bo się uczyło dwa języki: łemkowski i polski. Był elementarz i bukwa. Nauka to była nie taka jak teraz, tabliczka była i rysik. Była zrobiona tak jakby z kamienia. Była podzielona na rachunki i na naukę pisania.

A jak była zima to się na tym ślizgało. A jak tak raz zamarzła woda to się ślizgałem, wywróciłem się i rozbiła się tabliczka. Oberwałem za to. Do dzisiaj czuję...

Magdalena Pietrewicz

3 wrz 2011

EtnoBadania. Zdążyli tylko obiecać się sobie...

Miała 21 lat gdy powiedzieli, że będą musieli się wynieść. Mąż podobnie jak ona pochodził z Bartnego, przed wysiedleniami nie zdążyli się pobrać, ale zdążyli obiecać się sobie... Wiadomość o wysiedleniach zaskoczyła podczas prac na polu...

Z matką na polu robiłam, bo to w czerwcu było, a wojsko jechało jak z Małastowa, jadą koło nas na polu i mówi jeden: Mamo ani się nie męczcie sami, ani dzieci nie męczcie, bo wy tu nie będziecie, bo wy jeszcze jutro musicie stąd wyjeżdżać! Mama się zapłakała: Dlaczego? On z konia mówi: No taki rozkaz jest!

I poszli do domu, a w następny dzień we wsi zrobiono zebranie, dano rozkaz i kto nie miał, to też dali furmanki, by się szybko spakowali. Wzięli sobie krowy, konie... Co kto miał i mógł zabrać na wóz, to zabierał.

....skrzynie takie też brali, dawniej jak dziewczyna wychodziła za mąż to nie kupowali jej szafy, bo to nie było w modzie, to dawali jej skrzynie to do tej skrzyni mam zapakowała takie rzeczy kościelne a to było po wojnie, to dużo tego nie było.

Na stacji w Jaśle zrobiono zebranie, by się wpisywać na listy wyjazdowe. Jej ojciec od razu się zapisał. Wiedział, że i tak ich wywiozą. Później bardzo tego żałowali. Ten pierwszy transport, który był ich, jechał w okolice Olsztyna a drugi i następne między innymi do Legnicy, gdzie pojechał jej wybranek.

Ja pojechałam tym pierwszym a mąż mój, wtedy jeszcze nie mąż do Zimnej Wody. Przyszli się pożegnać, myśmy od siebie zabrali adresy z mężem. Ja przyjechałam na swoje miejsce on przyjechał na swoje i zaczęliśmy pisać. Sobie tak pisaliśmy cały rok a za rok żeśmy się pobrali. On był 10 lat tam koło Legnicy a ja byłam z nim 9, bo rok w Olsztynie. Po tym czasie my wrócili tu, do Bartnego.

Marcelina Jakimowicz