Cz. 1
Urodził się w 22 roku w Bartnem. Powołany do wojska w 40. Służył w wojsku rosyjskim. Mówi, że zabrali go, żeby pomagał tego Niemca dusić. Na wojnie nie był długo, ale później jeszcze dziesięć miesięcy musiał zostać w wojsku rosyjskim. Wysłali go tam gdzie działała partyzantka, ta antykomunistyczna – jak to sam ujmuje. Partyzanci palili tamtejsze magazyny, burzyli kładki, które Rosjanie budowali, tak żeby Rosjanom na złość zrobić.
Wysłali nas tam, obrabiać to wszystko. – opowiada - A tam warta nie tak jak w polskim wojsku, że dwie godziny na noc i już zmiana. A tam cztery godziny. I trzeba było uważać na magazyn i na siebie, żeby tam gdzieś ktoś nie podszczelił tego co się pilnuje. Ciężkie było to życie tam. Tam poznał kulturę rosyjską. Bał się zsyłki na Syberię. Wspomina, że jak już wrócił czasem zagubione listy z Syberii trafiały pod sąsiednie adresy w wiosce.
A żeby móc wrócić do Bartne, potrzebne było zaświadczenie, że rodzina tu mieszka, choć już wtedy wiedział, że wyjechali na Ukrainę. Stryj pojechał do Gorlic i załatwił zaświadczenie. Był taki komendant na policji - spolszczony Niemiec: A co trzeba? Zaświadczenie? A dobra jest! I wypisał, że rodzice są w Bartnem.
Sam powrót trwał jeszcze trzy tygodnie. Pociągami. Często mnie zatrzymywali, bo dużo dezerterów było. Z wojska uciekali. I mnie też uważano za dezertera. A zaświadczenie takie dali, że jego trudno było przeczytać. Specjalnie takie robili. I tak kazali ustępy czyścić. Puścili nas. A tam drudzy nas złapali. I tak aż do Tarnowa. Najtrudniej było się dostać do Gorlic, bo tu most zawalony. Z powrotem wycofali nas do Tarnowa i tam jeszcze tydzień czyścili wszystko. I potem nas puścili na Nowy Sącz, objazdem. Kolega, z którym wracał namówił, żeby wyskoczyć z pociągu, schować się pod mostem i tam jeszcze przez trzy wioski przejść do jego domu. I tam, u niego przenocował i wyruszył do Bartego. Kiedy tak szedł rankiem, na skraju lasu, spotkał trzech chłopów. Krzyknęli: Stój! A to byli antykomunistyczni tacy – tłumaczy – Ja miałem mundur rosyjski znaczy się. A tutaj tak było, że partyzantka, tu w tych lasach się osadziła. Ale znalazł się jeden, porozmawiali my chwilę i tak się złożyło, że mój brat starszy żonaty z jego siostrą.
Wrócił do pustego domu. To było w 45 roku, z końcem grudnia. Poszedł do domu stryja. Tam go przyjęli jako jedenastego. Dziesięciu już było w domu. Więcej rodziny w Bartnem już nie było.
Magdalena Pietrewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz