15 kwi 2011

Etno-badania: Ludzi należy dzielić na dobrych i złych. Opowieść Pana Jana



Ludzi należy dzielić na dobrych i złych ,nie na Polaków, Łemków, Ukraińców… Życie Pana Jana, opowieści, którymi się z nami podzielił pozwalają wierzyć w prawdziwość tego zdania. Zarówno wśród „swoich” na Łemkowszczyźnie, jak tu, na Dolnym Śląsku spotykał on i takich, i takich, jednak pewna ufność do ludzi nakazywała raczej żyć z innymi w zgodzie. 

Czas młodości i dzieciństwa był tym najlepszym dla naszego rozmówcy; wypełniony po brzegi zarówno obowiązkami, jak i zabawą, którą organizowało się bez używania specjalnych rekwizytów. Często wystarczały kamienie, kijki, drzewa.

Jedna ze wspomnianych gier była podobna do hokeja na trawie. Inna polegała na tym, że dzieci stały w półkolu a na środku w specjalnie przygotowanym dołku kładło się  drewniany klocek. Zawodnik miał wybić ją z dołka. Jeśli mu się nie udało zamieniał się miejscami z kimś, kto stał w półkolu. Były też zawody, czyli kto pierwszy wejdzie na drzewo. Inna wspomniana zabawa była już w zamkniętym kole. Trzymano się za ręce i śpiewano piosenkę o mostach. Jedna osoba spoza koła próbowała się dostać do środka, a zadaniem reszty było jej nie wpuścić.  Zabawa w Żyda polegała na tym, że przebrany za Żyda „kupował” zboże i płacił za nie kijem skręconym ze słomy. Podczas innych zabaw i poza nimi chłopcy często dokuczali dziewczynkom. Te gry zespołowe, tak jak śpiewanie, tańce wskazują na towarzyski, wspólnotowy ich charakter. Pan Jan śpiewał dobrze, ale nie grał na żadnym instrumencie. Polecono go by uczył się grać na skrzypcach u miejscowego grajka. Mimo, że tato pana Jana bardzo chciał, by chłopiec grał uznał jednak, że instrument jest zbyt drogi i nic z tego nie wyszło.

Po powrocie z wojny pan Jan zastał pusty dom. W międzyczasie jego rodzinę przesiedlono na Ukrainę, ale sami nie chcieli by do nich dołączył, bo tam jak mówiono, była bieda. Niedługo przed wyjazdem na Zachód ożenił się. Wesele wyprawił im teść. 

Z gór, czyli z okolic powiatu Gorlice pan Jan przyjechał z pustymi rękami. Wraz z żoną przenieśli się za jej rodzicami w okolice Legnicy. Stali na przystanku w jednej z małych miejscowości kiedy podeszła do nich Niemka i zapytała czy mają łóżko. Wówczas nie mieli nawet dachu nad głową, ale dostali od niej łóżko. Pan Jan wspomina, że do zawsze będzie ją trzymał w sercu. 

Z przedmiotów przywiezionych z gór przez rodzinę żony pozostała do dziś motyka. Stara ale porządna. Córka pana Jana do dziś jej używa mimo, że tu na miejscu nie używało się motyki, bo tu były już kopaczki.  Pan Jan dobrze  pamięta tę motykę, bo często kazali mu kopać nią ziemniaki. Bardzo tego nie lubił. Przy wykopkach kobiety zbierały kartofle szybciej od mężczyzn, bo tych żekomo bolały plecy. Przyznaje, że kobiety były bardziej wytrwałe. Podczas wykopek zbierało się kilku sąsiadów i sąsiadek, wspólnie pracowano a potem pieczono kartofle. Była wódka wino i śpiewy. Choć śpiewać się za wiele nie chciało, bo w krzyżu łupało - śmieje  pan Jan.

Mariola Mysior 

Magda Pietrewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz